Miałem niezwykłą przyjemność zadania kilku pytań Autorce powieści "Smak miłości". Sprawdźcie, jakie tajemnice ukrywa przed wami Iga Adams.
Od czego zaczęło się pisanie?
Od kiedy tylko sięgnę pamięcią, zawsze coś tam „skrobałam”. Już będąc małą dziewczynką, wymyślałam własne historie. Zawsze miałam bujną wyobraźnię.
W jakich miejscach piszesz?
Tworzę dosłownie wszędzie, cichy dom jest równie dobry jak pełna zgiełku ulica. Natchnienie przychodzi w ponury, deszczowy wieczór, w blasku dnia i w strugach deszczu. Nie ma reguły. Wena żyje swoim własnym, często nieokiełznanym życiem.
Jakie stosujesz tricki podczas pisania?
Kiedy zdarzy się coś zabawnego, uwieczniam to w moim dzienniku, później zaś pracując nad książką korzystam z gotowych już scenek .Zdaję sobie sprawę, że czytając „Smak Miłości” niektóre sytuacje wydają się być wprost niewiarygodne… No cóż! Życie to potworny kpiarz, bawi się z nami, płata figle, chichocząc miesza nasze plany i śmiejąc się w kułak patrzy jak na nowo, krok po kroku budujemy nasz świat. Życie pisze scenariusze tak barwne i tak zwariowane, że żaden człowiek nie byłby w stanie ich stworzyć. Czytelnicy często pytają mnie, czy „Smak Miłości” to historia prawdziwa. Odpowiadam: Jak najprawdziwsza w świecie. Dla pikanterii rzecz jasna dodałam odrobinę fikcji, zmieniłam to i owo, podretuszowałam, uwypukliłam, z premedytacją przerysowałam pewne sytuacje, przedstawiłam dane zjawiska w krzywym zwierciadle…Wykorzystałam życie, spojrzałam mu prosto w twarz i hardo powiedziałam: „Chcesz się śmiać? No to pobawimy się wspólnie”
Co Cię zainspirowało do napisania tej książki?
Życie, życie i jeszcze raz życie. Chwile pełne bólu i zwątpienia, kiedy to na podobieństwo dobrej wróżki, chciałam zaczarować los, „zdjąć zły urok”, zło zamienić w dobro, cierpienie w radość. Cenię opinie krytyków, jednak najpiękniejszymi recenzjami są dla mnie wypowiedzi zwykłych prostych ludzi, w których życie udało mi się wnieść odrobinę światła. Cieszę się, że tak wiele osób, zabieganych i znerwicowanych sięga po moją powieść i czerpie radość z lektury.
Czy powstawała w bólach i mękach, czy poszło gładko i szybko?
„Smak Miłości” powstał od połowy stycznia do kwietnia 2012 roku. Pisałam szybko, dla wielu osób może nawet zbyt szybko, jakbym biegła, jakbym przed czymś uciekała, na siłę starła się wyrzucić stres, ośmieszyć go i zapomnieć. Chwila refleksji przyszła dopiero później, już podczas redakcji, kiedy to musiałam przystanąć, jeszcze raz spojrzeć na tekst, zastanowić się i nanieść poprawki. Pewne sceny trzeba było wyrzucić, inne zmienić, popracować nad humorem… Przyszła pora, odpowiedzieć sobie na pytanie: „Jakim człowiekiem jest moja Weronika? Dokąd zmierza? Co tak naprawdę jest jej celem?”
Napisz, jak powstała pierwsza strona "Smaku Miłości"?
Każdy dzień rozpoczynam od lektury. Wstaję rano, robię kawusię i otwieram książkę. O tej porze, kiedy odsuwam od siebie resztki snu, sięgam po książki lekkie i przyjemne. Lubię pozycje wprowadzające mnie w dobry nastrój, pełne pozytywnej energii. Nie inaczej było pewnego styczniowego dnia na początku 2012 roku. Obudziłam się chora, z potwornym bólem głowy. Dzień był pochmurny i równomiernie siąpił deszcz. Czytałam "Romans wszech czasów" Joanny Chmielewskiej, w pewnym momencie energiczne zamknęłam książkę, pobiegłam do pokoju, chwyciłam stary kalendarz i zaczęłam pisać swoją historię. Tworzyłam bez wytchnienia prawie cztery godziny. Nie wiem co we mnie wstąpiło, co mnie tak bardzo natchnęło, w jaki sposób historia Państwa Maciejaków łączy się z moją powieścią. Gra pozorów, udawanie kogoś innego niż się jest, zabawna historia pewnego małżeństwa, poplątane ludzkie historie? Być może....
Dzień, w którym odmieniło się moje życie...
27 maja 2010 roku, rano gmach Sądu, orzeczenie rozwiązania małżeństwa już po pierwszej rozprawie, toast za wolność, ciepły szampan na stacji benzynowej… Potem szaleńcza jazda do Warszawy i niesamowity koncert AC/ DC na lotnisku Bemowie.
Kochasz życie, mimo tego, że z Ciebie zakpiło?
Właśnie dlatego! Gdyby nie jego poczucie humoru, nie było by „Smaku Miłości”, nie rozmawialibyśmy teraz ze sobą, nie poznałabym wielu cudownych ludzi. Wciąż wierzę, że najlepsze jeszcze przede mną….
Wolisz świat książek od ludzi, czy otaczasz się niezliczoną ilością znajomych?
Mam kilku dobrych znajomych, oni są na pierwszym miejscu, dopiero potem książki.
Świat fikcji jest cudowny, nigdy jednak nie zastąpi żywych ludzi.
Centrum miasta i zgiełk wyścigu szczurów, czy spokój wioski i świergot ptaszków?
Kiedy wyjeżdżam na urlop, wybieram miejsca ustronne i ciche , zawsze jednak sprawdzam, czy w pobliżu nie ma jakiegoś miasteczka, które można zwiedzić, kina, koncertu, ciekawego wydarzenia kulturalnego. Cenię różnorodność. Uwięziona w jednym miejscu więdnę. Uwielbiam wypoczywać w ruchu. Kocham życie, a życie kocha mnie. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
Papier czy komputer?
Wszystko tylko nie komputer! Tak jak już wcześniej wspomniałam natchnienie zwykle przychodzi gdzieś w drodze. Piszę na czym tylko się na: w zeszycie, bazgrzę po kalendarzu, zapisuje małe karteczki, które wiecznie gdzieś giną i potem w poszukiwaniu zapisków z wściekłością wysypuję na stół całą zawartość torebki….
Do komputera siadam dopiero wtedy, kiedy chcę uporządkować myśli. Tchnąć w chaos odrobinę ładu.
Ulubione filmy?
Bardzo lubię książki, nie stronię też od dobrej kinematografii.
Ulubiony film? Trudna sprawa…. Nie będę oryginalna, cenię naszych rodzimych producentów: Władysław Bareja, Andrzej Konic, Jerzy Gruza. Klasyka. Raczej jestem staroświecka, mało, która najnowsza produkcja jest w stanie mną wstrząsnąć. Dzisiaj już nie robi się takiego kina jak kiedyś, filmy są zbyt „teatralne”, aktorzy zbyt piękni, zbyt idealni, sama zaś fabuła często trąci tandetą i kiczem.
Idealny dzień...
Słońce, zabytki, przyroda, pełnia lata, pełnia życia….
Kawa, herbata czy wino? Które jest lepszym towarzyszem pióra?
Zdecydowanie czerwone, wystawne wino.
Zapraszam zatem gorąco, przy lampce wina do lektury życia polskiej Bridget Jones.